NOTATKI.htm

Odbronzowianie

 

        

Hrabia zsiadł z konia, sługi odprawił do domu,

a sam ku ogrodowi ruszył po kryjomu.

Dobiegł wkrótce parkanu, znalazł w nim otwory

i wcisnął się po cichu, jak wilk do obory.

Nieszczęściem, trącił krzaki suchego agrestu:

ogrodniczka, jak gdyby zlękła się szelestu,

oglądała się wkoło, lecz nic nie spostrzegła;

przecież ku drugiej stronie ogrodu pobiegła.

Zaś Hrabia do kurnika – trzasły wątłe drzwiczki

i zobaczył siedzące na jajach perliczki. 

Czemprędzej je do wora wprawną ręką wcisnąl,

wyjrzał czy nikt nie patrzy i do domu prysnął.

 

Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,

mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,

całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze

gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze,

wypił dla zdrowotności dzbanek okowity,

zakąsił odrobinkę i wreszcie jest syty.

 

Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował,

i nigdy nie dozwalał, by chybiano względu

dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu.

Tym ładem, mawiał, domy i narody słyną,

z jego upadkiem domy i narody giną.

Więc do porządku wykli domowi i słudzy;

a przyjezdny gość, krewny albo człowiek cudzy,

gdy Sędziego nawiedził i go odprawiano,

zawsze wszystkie kieszenie mu rewidowano. 

 

Przed burzą bywa chwila cicha i ponura,

kiedy, nad głowy ludzi przyleciawszy, chmura

stanie i grożąc twarzą, dech wiatrów zatrzyma,

milczy, obiega ziemię błyskawic oczyma,

znacząc te miejsca, gdzie wnet ciśnie grom po gromie:

Tej ciszy chwila była w Soplicowskim domie;

myśliłbyś, że przeczucie nadzwyczajnych zdarzeń

ścięło usta i wzniosło duchy w kraje marzeń.

I tak było – w mariasza szlachta pilnie grała,

by im podczas zajazdu ręka nie zadrgała.

Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
swój róg bawoli, długi, centkowany, kręty,
jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,
wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął,
ryknął groźnie jak żubr zanim padnie bez życia
i runął na ziemię nieprzytomny z przepicia.

                                               

A potem się zaczęły wpół głośne rozmowy;

mężczyźni rozsądzali swe dzisiejsze łowy.

Asesora z Rejentem wzmogła się uparta

coraz głośniejsza kłótnia o kusego charta,

którego posiadaniem pan Rejent się szczycił

i utrzymywał, że on zająca pochwycił;

Asesor zaś dowodził na złość Rejentowi,

że ta chwała należy chartu Sokołowi.

Pytano zdania innych; więc wszyscy dokoła

brali stronę Kusego albo też Sokoła.

Sędzia zaś: – Na próżno odbieracie mi chwałę,

wszak to ja mu na ogon soli nasypałem.

 

Słusznie Woźny powiadał, że w zamkowej sieni

zmieści się i palestra, i goście proszeni.

Sień wielka jak refektarz, z wypukłym sklepieniem

na filarach, podłoga wysłana kamieniem.

Ściany bez żadnych ozdób, ale mur chędogi;

łupy na nim wisiały zdobyte na wrogi

z napisami: kto, kiedy je kupcom zrabował

i chlubnie do rycerstwa się intromitował.

 

To mówiąc, Sędzia gości obejrzał porządkiem;

bo choć zawsze i płynnie mówił, i z rozsądkiem,

wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,

że ją nudzi rzecz długa, choć najwymowniejsza.

Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiem,

choć jego ględzenie wychodziło im bokiem.

 

Głupi niedźwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział,

nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział.

Ale czyli pasieki zwabiła cię wonność,

czy uczułeś do owsa dojrzałego skłonność,

wyszedłeś na brzeg puszczy, gdzie się las przerzedził,

i tam zaraz leśniczy bytność twą wyśledził.

I widząc żeś z pyska do Wojskiego podobny,

doniósł mu że doń kuzyn pośpiesza nadobny.

 

W kociołkach bigos grzano. W słowach wydać trudno

bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;

Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,

ale treści ich miejski nie strawi żołądek.

Nie na próżno zwykł mawiać więc klucznik Gerwazy:

„Pij wódkę, panie bracie, a przejdą ci gazy”

 

Kto zrozumie nieznane już za naszych czasów,

te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,

z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,

cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;

Owe ryby: łososie suche, dunajeckie,

wyżyny i kawiary weneckie, tureckie,

w końcu sekret kucharski: żmija niekrojona,

z wierzchu ugotowana, w środku upieczona.

 

Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek

i obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek.

Wysiadł z powozu; konie porzucone same,

szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.

We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamknięto

zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.

Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać,

odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.

Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście

pił, hulał, grał w karty – znudziło mu się wreszcie.

 

Goście weszli w porządku i stanęli kołem.

Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;

z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy,

idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.

Zasiadł w końcu – z twarzą błogo rozradowaną, 

bo tyle co dla pięciu dlań przygotowano.

 

 

Poloneza czas zacząć. – Podkomorzy rusza

i z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,

i wąsa pokręcając, podał rękę Zosi

i skłoniwszy się grzecznie w pierwszą parę prosi.

Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi,

dano hasło, zaczęto taniec: on prowadzi.

Nad murawą czerwone połyskają buty,

bije blask z karabeli, świeci się pas suty,

a on stąpa powoli, niby od niechcenia,

ale widać że ciężko mu od zatwardzenia.

 

Wojski zagaił: –  Śmiałbym upraszać młodzieży,

ażeby po staremu bawić u wieczerzy,

nie milczeć i przeżuwać: czy my kapucyni?

Kto milczy między szlachtą, to właśnie tak czyni,

jako myśliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie.

Dlatego ja rozmowność naszych przodków wielbię:

Do stołu zasiadali by najeść się setnie,

ale także by sobie przygadywać szpetnie.

 

Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,

nie chybił gospodarskiej, ważnej powinności:

Udał się na lustrację. Najlepiej z wieczora

gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora,

czy kury  śpią spokojnie, od lisa bezpieczne,

czy w przybytku wiadomym jest czym się podetrzeć.

 

Wy, co jesteście pierwsi myśliwi w powiecie,

z gorszącej kłótni waszej co będzie? czy wiecie?

Oto młodzież, na której Ojczyzny nadzieje,

która ma wsławiać nasze ostępy i knieje,

innym nacjom przez gnuśność i grzech zaniedbania

wyprzedzić się pozwoli w sztuce polowania.

A kiedy nieudolność w łowach tu zawita,

z upadku nie podniesie się Rzeczpospolita.

Spali gospodarz domu, wodze i żołnierze;

oczu tylko Wojskiego sen słodki nie bierze.

Bo Wojski ma na jutro biesiadę wyprawić,

którą chce dom Sopliców na wiek wieków wsławić:

Biesiadę godną miłych sercom polskim gości

i Wojskiemu, bo kocha czynić oszczędności.

 

O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,

pamiętna wiosno wojną, klęską urodzaju,

milionami bocianów co nas nawiedziły

i dziecisków dostatek Polsce przysporzyły.

 

Takie były zabawy, spory w one lata

śród cichej wsi litewskiej, kiedy reszta świata

we łzach i krwi tonęła; gdy ów mąż, bóg wojny,

otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny,

wprzągłszy w swój rydwan orły złote obok srebrnych,

od puszcz Libijskich latał do Alpów podniebnych.

I słusznie tak – niechaj na całym świecie wojna,

byle wieś polska była cicha i spokojna.

 

Ptastwo skryło się w lasy, pod strzechy, w głąb trawy;

Tylko wrony, stadami obstąpiwszy stawy,

przechadzają się sobie poważnymi kroki,

czarne oczy kierują na czarne obłoki,

wytknąwszy język z suchej szerokiej gardzieli

i skrzydła roztaczając, czekają kąpieli.

A już konwie wynoszą mądre w Litwie głowy,

by nałapać w nie wody, zdrowej bo deszczowej.

 

Kto z nas tych lat nie pomni, gdy młode pacholę,

ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole,

gdzie żaden wał, płot żaden nogi nie utrudza,

gdzie przestępując miedzę, nie poznasz, że cudza!

Gdzie dziewczęciu przy studni rad kradniesz całusa,

bacząc czy stracić wianek naszła ją pokusa.

 

Już na dziedzińcu słychać myśliwskie okrzyki;

Wyprowadzają konie, zajeżdżają bryki;

Ledwie dziedziniec taką gromadę ogarnie;

Odezwały się trąby, otworzono psiarnie,

zgraja chartów, wypadłszy, wesoło skowycze,

widząc rumaki szczwaczów, dojeżdżaczów smycze.

Wszystko to bardzo dobre wróży polowanie:

strzelaninę na oślep, wódki popijanie. 

 

Na koniec z trzaskiem drzwi szeroko otwarto.

wchodzi pan Wojski w czapce i z głową zadartą,

nie wita się i miejsca za stołem nie bierze:

bo Wojski występuje w nowym charakterze

marszałka dworu. Laskę ma na znak urzędu

i tą laską z kolei jako mistrz obrzędu,

wskazuje wszystkim miejsca i gości usadza.

A tak mu uderzyła do głowy ta władza,

że najpierwsze miejsce sam zajmuje pośpiesznie,

mówiąc reszcie niedbale: Gdzieś tam się pomieśćcie.

 

Na Litwie much dostatek. Jest pomiędzy nimi

gatunek much osobny, zwanych szlacheckimi.

Barwą i kształtem całkiem podobne do innych,

ale pierś mają szerszą, brzuch większy od gminnych,

latając bardzo huczą i nieznośnie brzęczą,

a tak silne, że tkankę przebiją pajęczą.

Mawiają że je Jafet na Arkę sprowadził,

a te pospolite Sem z Chamem chyłkiem wsadził.

 

I była chwila ciszy; i powietrze stało

głuche, milczące, jakby z trwogi oniemiało.

I łany zbóż, co wprzódy kładąc się na ziemi

i znowu w górę trzęsąc kłosami złotemi,

wrzały jak fale, teraz stoją nieruchome

i poglądają w niebo najeżywszy słomę.

Snadź nad Litwą kometa wkrótce się pojawi

i trwogą przejmującą wszystkie dusze zdławi.

 

Pierwsza z nim po francusku zaczęła rozmowę.

Wracał z miasta, ze szkoły: więc o książki nowe,

o autorów pytała Tadeusza zdania

i ze zdań wyciągała na nowo pytania.

Cóż, gdy potem zaczęła mówić o malarstwie,

o muzyce, o tańcach, nawet o rzeźbiarstwie,

dowiodła że zna równie wszelki kunszt miłosny;

Aż Tadeusz się poczuł jak żaczek żałosny!

więc skłamał jej że kurwy to dlań nic nowego,

choć rzekłszy prawdę pierwszy był to kontakt jego.

 

Za moich, panie, czasów, w języku strzeleckim

dzik, niedźwiedź, łoś, wilk, zwany był zwierzem szlacheckim.

A zwierzę bez narządów do walki przydanych

zostawiano na pastwę dziedzica poddanych.

 

Frywolnie

Boezja

do Czytaj !

brydż, brydz, bridge, brydż sportowy, brydz sportowy, bridge sportowy, Pikier, Sławiński, Slawinski, Łukasz Sławiński, Lukasz Slawinski,

VIII–X 2018  Czy dobrze pamiętam?                      NOTATKI.htm

28 kawałków