Historia pełna
głupoty i chamstwa, ale na końcu... nikt nie odgadnie
Ludzie są tak często głupi, że
aż nie do wytrzymania. Im starszy jestem, tym więcej widzę idiotów i tym
bardziej mnie to drażni. Z tym niesposób się oswoić! Opiszę najpierw
co 2017 spotkało moją rodzinę...
Pewna
poważna instytucja – monopolista w dostarczaniu prądu do mieszkań –
w Listopadzie znienacka, bez uprzedzenia, w środku dnia wymontowała nam
licznik, nie pozostawiając nawet w drzwiach informacji o powodach tego
kryminalnego czynu. Tzw konsultant wyjaśnił przez telefon że
od początku roku nie ma umowy na dostarczanie prądu i że musimy tę umowę
zawrzeć.
Nic to że
ani umowy im nie wypowiedzieliśmy, ani oni nam – a w dodatku na początku
roku poinformowali nas listownie że umowa z nimi trwa, a umowę z tzw sprzedawcą
(teraz taki zwyczaj że umowę zawiera się z dystrybutorem i ze sprzedawcą) zawrą
za nas w naszym imieniu. A wszystko to strannie sprawdziłem w dokumentach. Jedyne co mogło zdziwić to że nie nadchodziły faktury
– ale płaciłem regularnie ca tyle samo co zwykle, sądząc że w końcu się
ockną.
Postanowiliśmy się poddać
– tzn zawrzeć nowe, inne umowy z najbliższym dostawcą prądu. Udaliśmy się
do jego siedziby (nb nazwa taka sama jak tego co tak brzydko wobec nas
postąpił) i po godzinie znaleźliśmy się przy jednym z sześciu stołów .
Nic z tego – tzw konsultant zażądał od nas okazania umowy
najmu mieszkania oraz dowodu rozwiązania umowy poprzedniej. Nie pomogły dowody
osobiste, a na propozycję aby zajrzał do komputerowej
bazy firmy – odpowiedział że jesteśmy w firmie innej (!) więc on takiego dostępu nie ma (faktycznie, na końcu obu
identycznych nazw były jakieś dopiski różnicujące).
Coż było
robić? tego dnia już nie mieliśmy czasu, więc
odłożyliśmy to na jutro.
Następnego dnia siedliśmy przed kimś innym. Tym
razem żadnych dokumentów od nas nie zażądano, i okazało się
że urzędniczka ma jednak dostęp do bazy komputerowej. Szybko i sprawnie
umowa została zawarta.
Pozostał jednak problem zamontowania licznika,
bowiem okazało się że wolny termin na instalację (u
tych co zdezinstalowali) jest dopiero za tydzień – i urzędniczka tylko na
wtedy była w stanie nas zapisać.
Co było robić? Pojechałem tam gdzie wskazano
(daleko i żmudnie) i po godzinie zasiadłem przed tzw konsultantem. Aby uniknąc
gadaniny, napisałem zawczasu na arkuszu A4 co trzeba – tzn prośbę o
zmiłowanie i zamontowanie licznika natychmiast, na co przytoczyłem argumenty
bardzo silne (wraz z dowodami do wglądu).
Urzędnik w
krótki i prosty tekst wpatrywał się baardzo długo,
potem zajrzał do kompa i znowu coś tam wyczytywał – tak długo że aż
spytałem się co chce tam znaleźć. W końcu odmówił, argumentując to stekiem tak
niesamowitych bzdur, że bez słowa od niego uciekłem, ledwo powstrzymawszy się
od spoliczkowania go aby wreszcie oprzytomniał.
Zarejestrowałem się ponownie i niebawem zasiadłem
przed młodą i miłą kobietą. Tej na zrozumienie mojego pisma wystarczyło
zaledwie kilka sekund, lecz niestety znowu zaczęła jakoś bzdurnie (czyżby tak
im polecano?). Powstrzymałem ją prośbą aby nie lamała
sobie nad tym głowy – sprawa jest nietypowa, więc najlepiej niech pójdzie
z tym do swojej zwierzchniczki, co dodatkowo uwolni ją od odpowiedzialności.
Dała się w końcu uprosić – i po 10 minutach sprawa została załatwiona
– monterzy przyjadą jutro rano. Tak też się stało. Przyjechali i licznik
zamontowali.
BTW
Cztery
razy byłem przy stole – dwóch mężczyzn okazało się idiotami, a dwie
kobiety całkiem normalne. Przeczy to tezie o rzekomo niższej inteligencji
kobiet. Dodatkowo przeczy jej moje doświadczenia z nauczaniem matematyki
– też częściej kobiety okazywały się sprawniejsze intelektualnie.
BTW wszystkich BTW
Wyobraźcie
sobie że zwrócono nam pieniądze za cały rok! – 3
tysiące złotych, choć wcale tego nie żądaliśmy, boć
przecież prądowaliśmy.
Jeśli idiota
coś wie – jest pewny że wiedzą to wszyscy
Świat aż ocieka głupotą.
Gdziekolwiek się człowiek ruszy... no właśnie,
ruszy...
Często zdarza mi się jechać w Warszawie pod podany
adres, po poradzeniu się w internecie jak dojechać. Wysiadam z autobusu i
pierwszy problem – nie widać nigdzie w pobliżu tabliczki z nazwą ulicy
(ani kierunkowskazów): a nuż jestem na właściwej? pytam
się i jakoś trafiam. Teraz numer domu... Widać z daleka kilka rozrzuconych
domów, ale na żadnym nie ma wymalowanego dużego numeru. Podchodzę na
chybił–trafił i z bliska okazuje się że nie ma
nawet małego numeru. Wchodzę na klatkę schodową – jest domofon z numerami
do naciskania, ale ani śladu informacji co to za dom i
przy jakiej ulicy. To zdarza się nadzwyczaj często – typowa głupota
niedbalstwa.
Zdarzyło mi się nawet napotkać dwa duże budynki
oddalone od siebie i opatrzone tym samym numerem (!). Okazało się potem że są tabliczki różnicujące (A B), ale umieszczone z
boków tych budynków. No i że mieszkania są ponumerowane tak jakby to był jeden dom (ale wszyscy to wiedzą, a tylko ja głupi).
Nie dalej jak wczoraj szukałem domu o numerze 6.
Jest 2, więc dobra nasza (tzn moja), idę dalej i mijam kilka dziwnych budynków nie oznaczonych żadnym numerem (!) Zadzwoniłem do adresata i
okazało się że muszę iść jeszcze dalej. Przeszedłem i
wreszcie trafiłem na 6. Ale to miało być 6B, a nigdzie nie widzę – są
wprawdzie kierunkowskazy, ale tylko do 6A i 6C. Znowu zadzwoniłem do adresata
– wyszedł po mnie i zaprowadził do budynku na którym...
nie było żadnego numeru.
Którym emotikonem mam to zakończyć???