JKM |
Zastanawiająca
Tęsknota
|
12 XI 2018 |
(Przedmowa do wyd. II
ze stycznia 1983):
Tekst niniejszy został
napisany "w kawałkach” – między listopadem 1981 - a styczniem
1982. Następnie wydaliśmy go podczas pobytu Szefa w Białołęce - i obecnie przepraszamy
za to, że zbierając rzeczone kawałki do kupy
pominęliśmy ważny fragment: p.13 paraleli sanacji z socjalizmem realnym. Była
to zwykła omyłka – a nie cenzurowanie lub obawa przed zadrażnienia
stosunków z wojskiem. Obecna wersja tekstu, którą otrzymaliśmy 27 grudnia,
jest niemal dwukrotnie większa od pierwowzoru i niemal całkowicie
przerobiona. Życzymy przyjemnej lektury – i prosimy o uwagi odnośnie
nowej techniki druku. Może doczekamy szczęśliwie czasów, gdy stan wojenny zostanie
n a p r a w d ę zawieszony!
35 lat temu postawiłem
tezę, że Czerwoni, gdy ludzie rozczaruja sie do PRLu, będą budowali
Nowy Lepszy Socjalizm w oparciu o śp.Piłsudskiego – i, jak zwykle, nie
pomyliłem się... Jest jednak możliwe, że była to "przepowiednia twórcza":
ONI to przeczytali i skorzystali z podpowiedzi.
Ten tekst, przemycony z
więzienia w Białołęce, został odrzucony zarówno w prasie reżymowej, jak i wydawnictwach
"soidarnościowych". Krążyły wtedy po salonach groźne pomruki, że
"Korwin–Mikke napisal paszkwil na polską inteligencję".
Walka z cenzurą to jedno – a cenzurowanie cudzych prac to oczywista
oczywistość. "Officyna Liberałów" wydała go więc
sama. Proszę to samemu ocenić.
Byłem wtedy jeszcze
naiwny, nie znałem prawdy o Piłsudskim, nie wiedzialem nawet, że ówczesne państwa
socjalistyczne, jak II Rzeczypospolita i III Rzesza były w praktyce bankrutami,
nie zdawałem sobie sprawy, do jakiego stopnia "Centralny Okręg Przemyslowy"
i "Gdynia" zniszczyły polską gospodarkę i uniemożliwiły obronę Polski
przed III Rzeszą i Związkiem Sowieckim. Jednak i tak dużo wiedzialem. Sadzę,
że więcej, niż 99% Polaków dziś...
Te broszurkę
zaopatrzyłem teraz w przypisy (bo dzisiejszy Czytelnik
ma prawo wielu rzeczy nie wiedzieć). OFFICYNA LIBERAŁÓW używała emblematu z hasłem "WOLNOŚĆ – RÓWNOŚĆ
– SPRAWIEDLIWOŚĆ". Już po roku skonserwatywniałem do reszty, założyłem
"OFICYNĘ KONSERWATYSTÓW I LIBERA
Gdy społeczeństwo budzi się z długiego snu po "zimie
ludów” – zaczyna gwałtownie poszukiwać w
swojej przeszłości politycznych tradycji. Czasem idolem zostaje ludowy
polityk, którego pamięć przechowywana jest w chłopskich lub robotniczych legendach
– znacznie częściej procesem tworzenia się legendy kieruje
inteligencja.
Jest to warstwa
powołana między innymi do strzeżenia intelektualnej skarbnicy narodu. Zadanie
to spełnia bardzo dobrze. Inaczej nieco dzieje się, gdy z owej skarbnicy
trzeba wybrać jeden lub kilka wzorców. Wówczas bierze ona wprawdzie pod uwagę interes narodu – ale podświadomie również swój
własny. Nie należy bowiem zapominać, że inteligencja
ma też swoje interesy partykularne.
Po sierpniu 1980 takim
pośpiesznie odnawianym bożyszczem był Józef Piłsudski. Renowacja tego pomnika
była tym łatwiejsza, że – dzięki zwycięstwu nad Bolszewikami –
resztki legendy żyły jeszcze społeczeństwie.
W niniejszym tekście
nie chcę umniejszać postaci Piłsudskiego: dość już opluskwiania wielkości! Był
on dobrym dowódcą, zdolnym strategiem, zręcznym organizatorem i
politykiem, psychologiem i taktykiem. Poza dwoma przypadkami nie poruszę w
ogóle zagadnień Jego osobowości.
Chcę natomiast przypomnieć
i uwypuklić niektóre cechy sanacji – systemu stworzonego przez Piłsudskiego
po 1926 roku. Nie jest tu ważny mój osobisty do nich stosunek: zwalczam je namiętnie, ale wcale nie jest wykluczone, że 60 lat
temu bym je wysławiał! Obecnie trend ideologiczny zmierza ku liberalizmowi i
prawicy – wówczas ludy dobrowolnie dążyły ku etatyzmowi i lewicy;
trudno mieć pretensje do praktycznego polityka, że realizuje to, co jego
naród (i większość ludzkości) uważa za słuszne!
Chcę przypomnieć te
cechy, by wskazać, jak bardzo rozbieżne są z dążeniem ku wolności, charakterystycznym
dla naszej epoki. Sądzę, że nie tylko mnie powrót do modelu
sanacyjnego nie zadowoliłby!
* Obecnie trend sie
odwrócił: zmierzamy ku etatyzmowi i Lewicy [JKM]
Tymczasem zaś nurt
post–piłsudczykowski dominował w społeczeństwie – zwolenników jego
doktryny można było liczyć na pęczki w PZPR (a nawet w SD i ZSL, choć te dwie
partie wyrosły na sprzeczne wobec sanacji) w "SOLIDARNOŚCI”–i
zasię był niemal bezkonkurencyjny. Na podstawowe elementy piłsudczyzny
powoływały się tak odmienne ugrupowanie jak KSN, KPN, i KSS "KOR”!
* PZPR – Polska
Zjednoczona Partia Robotnicza zwana potocznie, acz nieslusznie, "komunistyczną",
powstala w 1948 z połączenia sowieckiego tworu, czyli PPR i
PPS–Lewicy, czyli tych socjalistów, ktorzy pogodzili
sie z reżymem. SD – Stronnictwo Demokratyczne popwstale z połączenia
masońskich Klubów Demokratycznych i chadeckiego Stronnictwa Pracy.. ZSL
– Zjednoczone Stronnictwa Ludowe, czyli
szczątki PSL–u. KSN – Kluby Służby Niepodległości (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kluby_S%C5%82u%C5%BCby_Niepodleg%C5%82o%C5%9Bci) wtedy wydawało się, że
odegrają ważna rolę; KPN – Konfederacja Polski Niepodleglej –
założona przez p.Leszka Moczulskiego partia starająca się w PRL–u dzialać
oficjalnie, KOR – Komitet Obrony Robotników, lewacka organizacja
założona przez śp.Jacka Kuronia, p.Antoniego Macierewicza i Adama Michnika.
Przed wojną głównym
konkurentem sanacji była Narodowa Demokracja. Pominę tu wyraźne rozbicie tej
formacji po 1925 roku, którego to odpryskiem są rozmaite grupki, z endeckiej ideologii przyjmujące głównie... anty–semityzm; dlaczego jednak nie odrodziła się
klasyczna partia ludowo–narodowa? Ostatecznie do obecnej sytuacji
geopolitycznej znacznie bardziej pasują recepty endeckie niż SDKPiL–owskie
lub PPS–owskie!
Dlaczego więc ta
ideologia zwalczana była z taką zaciekłością? Dlaczego psy wieszano na Ryszarda
Filipskiego "Zamachu Stanu”, filmie znacznie – moim zdaniem
– lepszym niż "Człowiek z Żelaza”, będący (jak słusznie zauważył
recenzent tygodnika "SOLIDARNOŚĆ”) typowym produktem
soc–realizmu? Przecież awersja do Romana Dmowskiego części
KOR–owców (mam na myśli część pochodzenia żydowskiego) nie wyjaśnia
sprawy; przyczyny są o wiele głębsze.
* "Zamach
stanu" – film zdolnego narodowego reżysera, p.Ryszarda Filipskiego o
"zamachu majowym" z 1926 roku. Praktycznie nie dopuszczony do
kin za PRL–u.
Ich analizę rozpocznę od historii, lecz przed tym uwaga
definicyjna: przez "inteligencję” rozumieć będę nie wąską grupę intelektualistów,
lecz całość grupy żyjącej z pracy umysłowej i mającej wpojone przekonanie, że
jest to zajęcie szlachetniejsze, niż praca fizyczna lub groszoróbstwo.
"Inteligencja” w tym szerokim sensie to mniej–więcej:
intelektualiści + pół–inteligencja + ćwierć–inteligencja; przynależy
to zarówno artysta, jak i nauczyciel (obojętne – prywatny, czy na
posadzie państwowej) a także przysłowiowa panienka przybijająca mechanicznie
stempel na poczcie – pod warunkiem, że woli ubogiego studenta niż tępawego
playboya.
Inteligencja nasza
wytworzyła się z rodzimej szlachty oraz mieszczaństwa (na ogół niemieckiego
bądź żydowskiego pochodzenia). Proces ten zakończył się w XIX wieku
– i tu pora na przypomnienie sytuacji w Królestwie Polskim na przełomie
wieków. Duszą ruchu niepodległościowego była wówczas inteligencja.
Dlaczego?
Sprężyną poruszającą
większość ludzi przez większość czasu jest interes materialny. Poszczególne
grupy i mniejszości potrafią walczyć o ideały
– jednak zwyciężają tylko wówczas, gdy przekonają „decydującą większość”,
że ich propozycje są dla niej korzystne.
Otóż według
sprawozdania barona Stefana von Ugrona (CK konsula) w samej guberni warszawskiej
było parędziesiąt tysięcy urzędników–Rosjan.
Jeśli nawet założyć, że wymienione przezeń 40.ooo jest
oceną przesadną, to i tak oznacza to – po uzyskaniu niepodległości
– wiele tysięcy wolnych etatów dla przymierającej nieraz głodem
polskiej inteligencji. Wyjaśnia to przy okazji, dlaczego patriotyczne
uniesienia skorelowane były z ciągotami socjalistycznymi, znacznie
rzadszymi wśród ludzi dobrze sytuowanych.
Proszę mnie dobrze
zrozumieć, bo nie chcę zostać obszargany błotem (co
zresztą i tak mnie nie ominie): nie zarzucam nikomu świadomego działania.
Być może n i k t spośród inteligentów–patriotów o swojej
korzyści nie myślał! Od czasu Zygmunta Freuda trzeba jednak brać pod uwagę
podświadomość! Ona właśnie kieruje wieloma naszymi decyzjami i potrafi
uwzględniać czynniki, do działania których nie chcielibyśmy się otwarcie
przyznać, nawet sami przed sobą.
Jeśli polski student,
kupiec, przemysłowiec (a w znacznie mniejszym stopniu robotnik lub chłop albo
ziemianin) bywał często anty–semitą, to nie dlatego
że miał to zakodowane w genach; po prostu zwalczał zdolnego konkurenta! Konkurenta,
przeciwko któremu łatwo można było zmobilizować poparcie społeczeństwa.
Dokładnie takim samym konkurentem dla polskiego urzędnika był carski czynownik
– bodaj jeszcze podatniejszy na ataki subtelnej propagandy.
Dopiero po niewczasie,
mógł się polski chłop przekonać, że polski starosta jest mu znacznie mniej przychylny
niż carski naczelnik, nie powiązany z polskim dworem. Chociaż – może
nie mam racji? Może lud był mimo wszystko mniej wrażliwy na inteligenckie
podszepty? Oto raport bezstronnego świadka wkraczania do Królestwa armii
„błogosławionej” Austrii, generała–porucznika Ignacego
Kordy, dowódcy 7 dyw. kawalerii, z sierpnia 1914:
„...ludność zupełnie biernie ustosunkowuje się do wydarzeń.
Chłopi i Żydzi pozbawieni są poczucia narodowego, kierują się jedynie interesem
materialnym i byli zadowoleni z dawnych stosunków” ("Galicyjska
działalność wojskowa Piłsudskiego 1906–1914” str. 630).
Wiadomo też – choć polscy historycy usilnie to ukrywają
– że opuszczające Warszawę oddziały kozackie żegnane były autentycznymi
łzami ludności – nie tylko kucharek; zatroskani byli ziemianie, chłopi,
przemysłowcy, kupcy i robotnicy – radowała się inteligencja, przed
którą otwierała się szansa wyzyskiwania własnego narodu. Wyzyskiwania w dokładnie
taki sam sposób, w jaki biurokracje nowo–powstałych państw Afryki
przemieniły dające ponoć olbrzymie zyski kolonizatorom kraje w zadłużone po
uszy organizmy.
Choć z całą
stanowczością odrzucam zarzut świadomego wyzysku, zdaję sobie sprawę, iż teza
ta obruszy na mnie lawinę. A przecież jest ona łatwa do sprawdzenia na wiele
sposobów. Np.: dlaczego inteligencja kierowała walką o niepodległość w Kongresówce
– a była lojalistyczna w Galicji, choć nędza
tej cesarskiej prowincji była przysłowiowa? Ano dlatego,
że galicyjska administracja była w rękach polskich!
Po szczęśliwym
osiągnięciu celu "Królewiacy i Górale” zawarli sojusz, którego celem
była kolonizacja Wielkopolski i Śląska. Dzielnica pruska nie znała
dyktatury biurokracji, a w walce z niemczyzną rozwinęła zdrowy, nie oparty na
ślepej nienawiści, nacjonalizm. Niechęć Wielkopolan do systemu
urzędniczego sobiepaństwa była tak wielka, że od samego początku próbowali
postawić tamę zalewowi administracyjnemu (granica celna została
zniesiona dopiero w sierpniu 1919), a nawet zamyślali o oderwaniu się od
Polski i utworzeniu własnego państwa; powstrzymywała ich od tego jedynie
obawa przed wchłonięciem przez Prusy. Odrębność ta nie zanikła szybko: po zamachu
majowym pułki wielkopolskie rzuciły się na ratunek rządowi
(co uniemożliwili socjalistyczni kolejarze rozkręcając tory);
sanacja w tym rejonie nie zdołała nigdy uzyskać pełnego poparcia i wyniki
wyborów w Wielkopolsce odbiegały zawsze od krajowych.
Z czasem dopiero zabór
pruski zgleichschaltowano (na Śląsku do niszczenia samorządności przyłożył się
wojewoda sanacyjny, Michał Grażyński, działający metodami policyjnymi
– m.in. w brutalny sposób zaatakował on najwybitniejszego polityka tej
dzielnicy, Wojciecha Korfantego) – i dziś ethos Wielkopolski leży w
gruzach. Nie zaszkodziły mu – a nawet wzmocniły – kampanie
HKT–y i Kulturkampfu; zniszczyła go biurokracja polska. Walcząc z
obcymi prądami obywatel może bowiem liczyć na moralne
wsparcie rodaków – walcząc z dyktaturą urzędniczą naraża się na
rozmaite zarzuty: anarchizmu, anty–narodowości – a zwłaszcza
anty–państwowości. Aparat dokłada wszelkich wysiłków, by w oczach
wszystkich j e g o interes utożsamiany był z interesem państwa (pisanego z
dużej litery, zazwyczaj).
* HKT czyli HaKaTa
– założona w 1894 przez śp.Hansemanna, Kennemanna, i Tiedemanna organizacja
chcąca (bez sukcesów ) wyrugować Polaków z ziemi
na Wielkopolsce( https://www.bryk.pl/slowniki/slownik–wyrazow–obcych/243532–hakata–od–pierwszych–liter–nazwisk–zalozycieli–hansemann–kennemann–tiedemann–hkt ); "Kulturkampf" – za czasów Ottona von Bismaecta
polityka walki z katolicyzmem, co odbijało się szczególnie na ziemiach polskich.
Dobrze jest, gdy
urzędnik wie, iż jego interes leży w utrzymywaniu państwa. Gorzej, jeśli urzędnik
jest przekonany, że interes państwa leży w utrzymywaniu jego urzędu.
Katastrofa staje się nieunikniona, gdy ten ostatni pogląd uda się biurokratom
zaszczepić politykom i całemu społeczeństwu – a zwłaszcza
gdy politycy sami mają za sobą urzędniczą karierę.
Niepodległość w 1918 roku nie rozwiązała całkowicie problemu
inteligenta. Bojownicy o wolność narodu zajęli wprawdzie rządowe posady
zgodnie ze swoimi usługami (ale nie z kwalifikacjami,
gdyż umiejętność rzucania granatami, konspirowania się i przemawiania na
wiecach jest anty–kwalifikacją dla ministra) – było ich jednak za
mało, a poza tym rozmaici nieokrzesani i nieoświeceni chłopi, jak np.
Wincenty Witos, uparcie patrzyli im na ręce i domagali się władzy.
Rozwiązaniem był paternalizm, zaś środkiem – socjalizm.
Do tego zaś znakomicie
nadawał się Józef Piłsudski. Był to stary działacz socjalistyczny
– czego zupełnie nie ukrywał i podjąć nie mogę, jak człowiek
chcący się nazywać „opozycją anty–socjalistyczną” może zaproponować
nazywanie Jego imieniem w gdańskiej stoczni lub innego obiektu!
Powtarzam wielka to
postać i powinna mieć setkę pomników. Jednak stawiający je muszą powiedzieć
prawdę: krzewimy tradycję socjalistyczną – a nie odwrotnie!
Do uzyskania niepodległości
Piłsudski był wybitnym bojownikiem socjalistycznym. Wielu polityków twierdzi
dziś: „Tak, ale sam przecież powiedział, że
wysiada z socjalizmu na przystanku »Niepodległość«”. Cóż za naiwność! Jedno zdanie na przekreślić
całą linię życia, całe ideologiczne życie człowieka; zmienić jego obyczaje,
otoczenie i nawyki!
Gdybyż choć po zdobyciu władzy
Piłsudski nie tylko słowem, lecz i czynem zaprzeczył swojej przyszłości! Ależ
skąd! Zaczął od mianowania gabinetu Jędrzeja Moraczewskiego, który „...
głosił co prawda hasła socjalistyczne, ale w
praktyce nie zawsze je realizował” (Zbigniew Landau, w:
„Dzieje Gospodarcze Polski od 1939” s.467). Może i "nie
zawsze”, ale: „Było to ustawodawstwo czyniące z Polski najbardziej
postępowy kraj na całym świecie” (por. Andrzej Albert, "Najnowsza
historia Polski 1918–1939” wydawca "KRĄG” Warszawa 82
s.69/70). Mało? A kto poparł Go w maju 1926? Socjaliści i komuniści,
nieprawda–ż?
Zgoda, Piłsudski nie
lubił Bolszewików – ale poszczególne odłamy Czerwonych
nigdy się nie lubiły, tłukąc się między sobą tym chętniej im bliższy rodowód
i duchowe powinowactwo. Chińczycy znacznie ostrzej traktują Sowietów niż
Amerykanów... Zgoda też, że socjalizm Piłsudskiego nie wynikał z
marksistowskiego doktrynerstwa; był on formą zaprowadzenia elastycznych,
paternalistycznych rządów, formą najprzydatniejszą do oszukania mas
ludowych. Nie należy zapominać, że ojciec Piłsudskiego był wielkim obszarnikiem
zarządzającym swym Zułowem toczka w toczkę tak, jak p.Edward Gierek Polską
Ludową, tj.: olbrzymie i marnowane inwestycje, pożyczki, marnotrawstwo i rozrzutność
(por. np.; Andrzeja Garlickiego "U źródeł obozu belwederskiego”,
PWN '79, s.13).
Tak więc robotnicy poparli w
1926 roku Piłsudskiego, gdyż wierzyli w socjalizm. Wielu mądrych ludzi dało się
na tę bajeczkę złapać – więc trudno im się
dziwić. Żydzi poparli gdyż obawiali się endeków – i słusznie. Ale urzędnicy
poparli, gdyż obiecał wprowadzić rządy dyrektywne. Sanacja była dokładnym
odwróceniem p r o j e k t u (bo nie realizacji!) obecnej reformy gospodarczej: odbierano przedsiębiorstwom
samodzielność i przekazywano pod kontrolę państwową. Nawet Jędrzejowi Morawieckiemu
otwarły się wreszcie oczy i w 1938 roku publicznie stwierdził, że Polska jest
na najlepszej drodze do sowietyzacji!
Oczywiście, było to
dopiero początek drogi. System dyrygowania przemysłem wprowadzony przez hitleryzm
i stalinizm ( „plan doprowadzony do każdego stanowiska pracy”)
miał się dopiero rozwinąć. Jednak decydujący krok został już uczyniony wówczas.
Pierwsze ssaki też były drobne i niepozorne – nie idzie jednak o rozmiar,
lecz o zasadę zjawiska.
Nie pojmuję
przeto, jak można twierdzić, że jest się dziedzicem duchowym
Piłsudskiego – i jednocześnie krytykować władze PRL za poczynania,
które do polskiej praktyki politycznej wprowadził Józef Piłsudski i jego
ludzie. Można był zwolennikiem dowolnej doktryny
– nie można jednak oszukiwać innych i korumpować słów!
Ponieważ teza o Piłsudskim jako prekursorze gierkowszczyzny szokuje
(tylko dlatego, że Polacy zostali odcięci od prawdziwej
anty–socjalistycznej publicystyki przez cenzurę – nie tylko państwową;
KOR–owska prasa też nie przepuszczała anty–socjalistycznych wypowiedzi)
– ilustruję ją kilkunastoma przykładami, dobitnie ukazującymi
analogie. Jakież więc zarzuty są (słusznie!) kierowane pod adresem władz PRL?
1. Brak rzeczywistej
demokracji i wolnych wyborów. A kto pierwszy w tym kraju wprowadził oszustwa wyborcze
(również w postaci "dosypywania do urn” pożądanych głosów. Kto
tyranizował wyborców? Kto wprowadził wybory z list i mianowanie senatorów?
2. Cenzurowanie wolnej
myśli. Pardon: kto wprowadził cenzurę? Czy w 1936 roku
w Belwederze urzędował Feliks Dzierżyński?
3. Prześladowanie
przeciwników politycznych. Istotnie – komuchy nie wysyłają opozycji do Berezy
Kartuskiej głównie dlatego, że znajduje się ona już
Sowietach. Tej nazwy nie wymyśliła jednak bezbożna propaganda komunistyczna.
4. Pobicie działaczy
opozycji przez niezidentyfikowanych sprawców”. Spotkało to w PRL–u
wiele osób m.in. Stefana Kisielewskiego i Jacka
Kuronia. Oficerowie legionowi bili jednak mocniej niż studenci AWF: Adolf Nowaczyński np. stracił oko – i nie tylko bili: do
dziś nie wiemy, gdzie zginął porwany przez nich gen.Zagórski, którego
nieszczęściem było, iż wiedział o kontaktach Piłsudskiego z austro–węgierskim
wywiadem.
5. Uprawnienie
propagandy sukcesu. Czyżby Melchior Wańkowicz nie pisywał peanów na zamówienie
sanacji – do czego się przecież przyznał?
Pamiętać też należy znakomite hasła: „Silni – Zwarci –
Gotowi!” oraz „Nie damy ani guzika”.
A co z hasłem: „Cukier krzepi!” – o
którego obłudzie za chwilkę?
6. Rabunkowy eksport
surowców, zwłaszcza węgla. Jeszcze paręnaście lat temu w szkołach uczono, że
był to jeden z najpoważniejszych błędów gospodarczych – właśnie
sanacji, która specjalnie np. zaniżała taryfę kolejową dla węgla, by wydawało
się, że jego wywóz się opłaca...
7. Dumping (tj.
sprzedawanie polskich towarów za granicę poniżej ich wartości, byle zdobyć trochę
dewiz). Wobec niewymienialności złotówki trudno porównać rozmiary
szaleństwa sanacji i gierkowszczyzny (obciąża to również gen. Jaruzelskiego i
nieboszczyka Gomułkę) – ale może taki
przykład: cukier przed wojną kosztował w Polsce 1,00–1,40 zł, zaś do Anglii
sprzedawano go po... 17 groszy!!! W efekcie dzieci
biedoty nie widywały cukru w ogóle!
8. Gigantyzacja i
monopolizacja przemysłu. Czyżby przed wojną sanacja wprowadziła – jak w
USA – ustawodawstwo anty–monopolowe? Skąd, państwo popierało
kartele!
9 – Forsowne
uprzemysłowienie na koszt rolnictwa. A kto wymyślił COP? Kto subsydiował ciężki
przemysł, obciążając podatkami rolnictwo? W jakiej nędzy żyli chłopi
– i jak często bankrutowali ziemianie? Urzędnik państwowy zasię miewał
się owszem – nieźle. Co prawda lepiej pracował.
10. Uprzywilejowanie
warstwy urzędniczej. Ależ proszę sobie poczytać w przedwojennym "Słowie”
publicystykę Stanisława Cata–Mackiewicza (a choćby i wydany w PRL
wybór pod tytułem „Kto mnie wołał, czego
chciał?” PAX 1972)! Np. o tym, jak to urzędnicy rozbijają się pociągami
za pół ceny, podczas gdy wytwarzający produkt robotnik, przemysłowiec lub rzemieślnik płacić musi pełną taryfę
11. Sobiepaństwo
dygnitarzy. Cytuję tegoż Mackiewicza:
"Bo
oto jest wiadomo powszechnie, że w lasach państwowych, na równi z płacącymi,
poluje także szereg osób zupełnie gratis i nie tylko poluje, ale w czasie
polowania je, pije i »zakąsuje« na konto tegoż funduszu łowieckiego. Jakiż to szereg osób?
Otóż tego właśnie w żaden sposób uchwycić się nie da (...) starałem
się nawet dowiedzieć od osób kompetentnych, na jakiej oparte jest ustawie,
pragmatyce, regulaminie, rozporządzaniu, że dygnitarz X poluje tyle, ile jego
myśliwska dusza zapragnie, a równy mu rangą dygnitarz Y ani jednego
koziołka! Nic nie można się dowiedzieć. Wszystko jest mgławicowe, nastrojowe,
wyczuciowe”
To nie "Kultura”
z okresu Odnowy o p.Piotrze Jaroszewiczu w Arłamowie – to wileńskie
"Słowo” z 1936 roku.
12 – Brak
poszanowania prywatnej własności inicjatywy. Tu komuchy zgrzeszyły najbardziej – ale żywot kamienicznika za sanacji
był bardzo ciężki, zaś ustawa reglamentująca rzemiosło pochodzi jeszcze z
1924 roku.
13 – Lekceważenie
fachowości i popierania serwilizmu. Cytuję:
"Starszyzna, która zajęła wszystkie decydujące stanowiska
– miała w większości poziomom daleki od wymaganego w stosunku do
zajmowanych stanowisk (...) Brakujące studia i kwalifikacje zastąpiono własną
doktryną, opartą na legendzie. Jako współpracowników dobierano ludzi swoich,
lub sobie podobnych. Zamiast rezultatów pracy fachowej – zasługi dla
reżimu stały się miernikiem wartości; zamiast wiedzy i zdolności adorowanie
reżimu było miarą przydatności. Otworzyła się droga dla ludzi bez
charakteru, giętkich, których celem stała się posada”
Tak – to jest
wydawnictwo emigracyjne. Nie o czasach stalinowskich to jednak mowa: to uwagi
pułkownika Ludwika Schweitzera, dowódcy 26. pułku
Ułanów Wielkopolskich, o legionistach („Wojna bez legendy”,
Allen Lithographic Co., Kirkcaldy, 1943). Mogę dodać: i tak będzie zawsze,
gdy o dochodach decydować będzie nie wolna konkurencja, lecz poparcie kumpla z I Brygady, AL, AK czy KSS „KOR”.
14 – Rozkwit
łapówkarstwa i krycie go przez prominentów. A sanatorzy byli święci? Czy po wojnie
znamy np. „sprawę Parylewiczowej”, która za łapówki mianowała
sędziów, a zatrzymywana oświadczyła: „Robiłam to, co robili inni”. Być może zawód sędziego w PRL jest tak nisko
płatny, że nie ma chętnych na łapówkodawców... Warto jednak przy okazji zanotować, że przedwojenna cenzura zdejmowała bez
pardonu wzmianki o sprawie Parylewiczowej.
15 –
Upaństwowienie kultury i nauki. Tu pułkownicy legionowi są bez winy. Same
środowiska inteligenckie naciskały na utworzenie PAU i PAL, zabawnych
instytucji, poprzez które intelektualiści pobierają apanaże od państwa. A
skoro biorą – to się od odeń uzależniają... Tak przy okazji
więc: na I KZD „Solidarność”–i w Gdańsku ZLP podpisał
z nią "Umowę” przewidującą – a jakże – stypendia twórcze
dla pisarzy, ich wizyty w zakładach pracy... jednym
słowem to samo, co w swoim czasie podpisał z CRZZ. Panowie literaci nie chcieli
otrząsnąć się z zależności; chcieli zmienić Mecenasa na innego, bo dotychczasowy
zbankrutował. Piszę o tym bez skrępowania, gdyż to samo głośno mówiłem w
kuluarach "Olivii”
16 – Dwulicowość
osobista. Dobrze – pomówmy więc o samym
Piłsudskim. Jako działacz państwowy głosił potrzebę ładu i porządku –
ale pieniądze na działalność polityczną czerpał z bandyckich napadów (na
przykład na pociąg pocztowy pod Bezdanami) czym
– co gorsza – się chlubił. Później rabował już w białych
rękawiczkach (sprawa Czechowicza). Nie na własne cele, jak gierkowszczycy
– lecz na partyjne, jak stalinowcy. Z wywiadem austriackim
współpracował z własnej inicjatywy (nie ma w tym nic złego – ostatecznie
to on ich przechytrzył) – a jednocześnie pienił się na samą myśl, że
ktoś mógłby się „wdać w brudne machlojki z agenturami”.
Może już dość. Twierdzę, że ci, co krytykują za to PZPR, nie mają
prawa powoływać się na BBWR, gdyż sama z a s a d a
systemu rządów była identyczna (tyle, że komuniści mieli mniej
skrupułów). Różnice ideologii są bez znaczenia; czy ktoś naprawdę wierzy, że
PZPR zmierza do komunizmu?
Biurokracji całkowicie
obojętna jest ideologia, jako zestaw celów. Interesują ją jedynie środki, tzn.
kwestia: czy i ile urzędnik może nakazać
obywatelowi? Gotowa jest służyć każdemu, kto zarezerwuje dla niej odpowiednią
liczbę środków. Manewr zastosowany przez nią w latach 1980/82 można określić
krótko słowami Józefa Tomasi, księcia Lampeduzy: „Coś się musi zmienić,
by wszystko zostało tak, jak było…” Można stać w pierwszym
szeregu walki o socjalizm – można być czołową siłą
anty–socjalistyczną. Byle stołki były – i byle rządziły.
Oczywiście to samo
czynią w stanie wojennym. Umacniają nawet swą pozycję. Wykorzystują wszelkie
sprężyny. Sprzyja im nawyk oficerów do rozdzielnictwa towarów – zamiast
do kupna i sprzedaży. Na rozdzielnictwie zaś zyskuje jedna osoba: rozdzielający!
Do tegoż celu wykorzystuje się też przesądy ludności rozdmuchując niechęć
do „spekulantów” i wolnego rynku na wszelkie zaś sposoby
rozbudzając potrzebę bezpieczeństwa. Pod opieką Urzędu.
Przykład. W "Życiu
Warszawy” red. Chądzyński pisze, że wolne ceny przemysłowe byłyby
„kontynuacją woluntaryzmu epoki gierkowskiej” – tyle, że
na szczeblu przedsiębiorstwa; administracja powinna zatem
owe ceny w interesie konsumenta regulować. To, że ceny regulowałby sam
rynek, redaktor Chądzyński zmyślnie przemilcza. A w imię
czego dokonana została ta przeraźliwa volta umysłowa: po to, by zachować
etaty kontrolerów, inspektorów i innych darmozjadów i pasożytów (subiektywnie
zresztą nieraz jak najuczciwszych – a stworzonych przez system jeszcze
sanacyjny!). Taką samą (choć mniej liczebną) sforę
utrzymywał Ludwik XIV i jego następcy, z Jakobinami i Napoleonem włącznie.
Stanowiska urzędnicze obsadzane są zawsze niemal przez inteligencję
– w szerokim pojęciu. Nieraz nawet wysokiej klasy intelektualiści godzą
się na odgrywanie żałosnej roli urzędnika. (Ostatnio takie żałosne i pouczające
zarazem widowisko robi z siebie p.Jerzy Urban). W gruncie rzeczy
bowiem inteligenta pociąga władza – i z racji wykształcenia czuje
się on do niej uprawniony. To on lepiej od chłopa wie, co potrzeba
chłopskiemu dziecku i gdy dorwie się do ministerstwa
– na przykład zdrowia – to już zdoła to na chłopie wymusić!
Różnica między
mieszczaninem, a inteligentem (zwłaszcza – ale
nie tylko – polskim) jest zasadnicza: pierwszy chce żyć, zarabiać
– i pozwala żyć innym, jak chcą. Inteligent jest nawiedzony i
przepełniony Misją. Na pieniądzach mu nie zależy. Wcale nie chce np. mieć
pensji wyższej o tyle, by kupić sobie lub za pieniądze wypożyczyć książkę! Nie!
On chce mieć darmowe biblioteki dla wszystkich!
Liczy się
arystokratyczna duma z przywileju; wręczenie w formie nagrody sumy równej
różnicy między oficjalną a czarno–rynkową ceną samochodu byłaby
nietaktem; natomiast wręczenie talonu na samochód – jest OK. Z kolei
odsprzedanie tego samochodu też nie jest w porządku – jeździ więc nim, choć go na to nie stać i nie zdaje sobie
sprawy, że jest to dla społeczeństwa znacznie większym obciążeniem, niż
gdyby ową różnicę cen wręczyło mu ono w gotówce!
Za owo „anty–mieszczańskie” nastawienie
inteligencji płacimy wszyscy. Jest bowiem rzeczą naturalną,
zrozumiałą i słuszną, że ludzie pogardzający pieniędzmi – pieniędzy
nie mają! Oni zaś nami rządzą – i mają wiele narzędzi kształtowania
naszej świadomości.
Bohaterem dla tej
warstwy nigdy nie jest mrówka – lecz konik
polny. Nie porywa jej Bolesław Prus – lecz Adam
Mickiewicz i Witkacy. Społeczeństwo zaś obowiązane jest utrzymywać pasikoniki,
nawet – a może zwłaszcza – w okresie kryzysu. Już tworzone są programy
"Ratowania Kultury Polskiej” – co
polegać ma na udzielaniu subwencji i stypendiów dla nieudolnych malarzy, nie
umiejących pisać literatów i bezlitośnie knocących teatrów (o dobre nie ma
się co martwić – bez niczyjej pomocy nabiją sobie kabzy złotówkami!)
Na rzeźbę profesora K. kręcą nosem – ale gdy
społeczeństwu bodaj Kołobrzegu nie spodobała się rzeźba p.Kantora czy
p.Hasiora, to zostało zgodnie i chóralnie zwymyślane od tłumu zacofańców. Chamy mają płacić za Wizję Twórczą Artysty – i nie pytać.
Inteligent kocha Lud – ale abstrakcyjny. Kocha – i chce go
ukształtować. Odrzuca jednak, gdy lud nie chce być posłuszny. W takim przypadku
inteligent, jako Arystokrata Ducha, wchodzi w przymierze z innymi Arystokratami.
Proszę poczytać tak lewicowego pisarza, jak Stefan Żeromski...
Jego antybolszewizm był
znany – i z tego powodu niektóre jego utwory ukazywały się poza cenzurą.
Już w rok jednak po rewolucji 1917 pisze od niej oględniej. Z aprobatą np.
stwierdza w 1919 roku "Organizacya inteligencyi zawodowej”, że inteligencja
ta, wzgardzona na początku rewolucji bolszewickiej „w celu przypodobania
się ciemnemu motłochowi” – wraca na swoją pozycję i zaczyna tym motłochem kierować. Dzierżyński i Jeżow budzą w nim
obrzydzenie jak gdyby mniejsze, niż pijany chłop, co rżnie
pana tępą piłą.
Chłopów indywidualnych zwalcza Żeromski pryncypialnie, propagując
ni mniej ni więcej, tylko... PGR–y; „Na pozostałych we władaniu
Rządu Polskiego 2/3 ziemi dawnej wielko–folwarcznej, uprawnej bądź nadającej
się do uprawy, osadzona być powinna połowa proletaryatu rolnego Polski,
parobków i wydziedziczeńców, a więc około milion z górą ludzi. Robotnicy ci
pracowaliby na jednostkach wielkofolwarkowych, w dobrach silnie już zagospodarowanych,
w których zbiory są lepsze i wydajniejsze niż w gospodarsko–chłopskich
– pod kierunkiem delegowanych agronomów rządowych, techników rolnych i
zarządców, świadomych rzeczy rolniczej”. Można powiedzieć, że trafił w
sedno: dziś w PGR–ach pracuje ok. 900.tys ludzi.
Za Hilarego Minca Żeromski byłby ministrem rolnictwa
i już po kilku miesiącach posłałby wojsko dla przymuszenia krnąbrnych
włościan do uspółdzielczenia wsi. Gdzie są teraz – pytam – ci,
co twierdzą, że politykę rolną narzucił nam Kreml?!
Autor "Dziejów
Grzechu” upewnia czytelników w tym samym szkicu („Początek świata
pracy”), że „Wdrożenie (Nb. zawsze myślałem, że słowo to jest
wymysłem socjalistycznej już biurokracji!) takiego
systemu gospodarstwa kolektywnego nie byłoby wcale objawem socyalizmu państwowego”!
Brawo! Może jednak Żeromski pracowałby jako minister propagandy –
nowomową operuje znakomicie i kłamie jak z nut! A nieco przedtem "Parobek
na folwarku dostawałby rocznie nie 18 rs. jak w tych czasach, lecz co najmniej kilkadziesiąt (!?!?!?) razy
więcej”. Jeśli to nie jest ekonomiczny woluntaryzm w najczystszej
postaci, to gotów jestem zjeść własną brodę. W każdym zaś razie Nikitę
Siergiejewicza Chruszczowa uważam za genialnego speca od rolnictwa, w porównaniu
ze Stefanem Żeromskim! A przecież Żeromski był przez wielu uważany za wybitny
autorytet!
Tak nawiasem jeszcze:
pisarze polscy zwyczaj byli lewicowcami – a jako tacy wrogami wielkiej
własności, zwłaszcza ziemskiej. Dziwne jednak: czytałem wiele powieści
opisujących potomków zdegenerowanych rodzin, przepijających lub przegrywających
w karty swój majątek; nie mogę sobie jednak przypomnieć, by jakikolwiek autor
cieszył się, że oto majątek zostanie rozsprzedany między chłopów. Za każdym
razem opisowi towarzyszy potępienie pisarza; ten upadek jest czymś złym,
niekorzystnym...
Dlaczego? Dlatego, że
właściciel majątku ma czas na czytanie – i pieniądze na kupno książek.
Natomiast nabywca–chłop będzie orał i nie znajdzie czasu na chwalenie
i opłacanie wzlotów niezależnego Ducha.
Podobnie i dziś artyści narzekają, że związki zawodowe nie kupują
całych spektakli teatralnych, obrazów balistycznych – i trzeba sterczeć
pod Barbakanem sprzedając swe płótna i podlizując się mieszczuchom. Gdy polskiemu
pisarzowi pomachać przed nosem informacją, że pisarze na Zachodzie
normalnie p r a c u j ą (a piszą w ramach fajrantu) to wydaje on z
siebie okrzyk zgrozy.
Tak więc wszystkie warstwy inteligencji – od Tytanów Ducha i
Koryfeuszy Nauki (co w 1979 roku odmówili dyskusji nad sprawą cenzury), po
referenta w Urzędzie Dzielnicowym – przeżarte są serwilizmem. Mogą psioczyć na ustrój, ale nie są gotowe zrezygnować ze
swojej w nim uprzywilejowanej pozycji. Referent ów może zresztą przymierać głodem – ale świadomość, że jednym pociągnięciem
pióra może nieruchomość wartą 15 milionów zamienić na wartą pół miliona
(przez drobną zmianę w kwalifikacji podatkowej), czyni jego życie pięknym. Niekiedy
zresztą posesjonat nie tylko musi giąć kark i przynieść kwiatki
– ale i w rękę wsunąć bardziej konkretny dowód pamięci…
Panowie ci nie zdają
sobie jednak sprawy, że w skali całego świata system kurateli państwa nad obywatelem poniósł straszliwą, duchową i gospodarczą
klęskę... Najbardziej nią dotknięta Polska będzie musiała odejść od niego jak
najszybciej – i możliwie daleko. Nie na powrotu do sytuacji sprzed
Grudnia, Sierpnia i Września (1939). Musimy wybudować nowy pozbawiony biurokracji
model. Moim zdaniem sytuacja kraju usprawiedliwia użycie siły dla złamania
zdeterminowanego oporu biurokracji.
..................
Gdy pisałem te słowa w
styczniu 1982 – byłem pesymistą: nie wierzyłem, że generał Jaruzelski
pozbawiony poparcia społeczeństwa, zdoła ten opór przełamać (i czy w ogóle
będzie c h c i a ł go przełamywać). Dziś wiem, że miałem rację.
Kręgosłup reformy został złamany – a biurokracja zdołała przekonać
wojskowych, że jest być może nieudolna – ale
wierna i niezbędna. To nie był ten zamach stanu, który cztery lata temu wręcz
zalecaliśmy, jako najoszczędniejszą drogę obalenia gierkowszczyzny…
Być może obecna
sytuacja zmusi inteligencję do przewartościowań – i przemyślenia własnej
sytuacji na nowo. Inteligencję stać bowiem, mimo
wszystko, na działania bezinteresowne. Natomiast jeśli
się nie opamięta i nie zrezygnuje z kastowych przywilejów; jeśli nie pozwoli
społeczeństwu rządzić się samemu – to obecne anty–inteligenckie
nastroje doprowadzą do wybuchu. Przykład Iranu jest dostatecznie wymowny – ale Iran dysponujący szybem w Karlinie
będzie krajem bardziej jeszcze pożałowania godnym.
* Po wykryciu ropy w
Karlinie część obywateli PRL uznala, że od tej pory
nie trzeba będzie pracowa; ropa nas utrzyma...
**************************************************************************************************************************************
BBWR OZON ––––––
= ––––– PZPR PRON |
Ta proporcja miała
ilustrować podobieństwo II RP i PRL. BBWR – "Bezpartyjny Blok
Współpracy z Rządem" wyborczy blok sanacyjny (BBWR); OZON – Obóz
Zjednoczenia Narodowego założony w 1937 roku przez konserwatywnych i
nacjonalizujących sanatorów (BBWR ); PRON – Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego powstała w
1982 roku organizacja mająca gromadzić prawicowych i narodowych dzialaczy
chcących popierac juntę, czyli WRONę. Natychmiast obrosła nadgorliwcami i
przydupasami wladzy, w wyniku czego już po miesiącu
stracila sens i w 1983 przeksztalcila się w FJN–bis. Liczyła naprawdę
więcej "członków" niż liczba obywateli PRL (PRON )!!
Nie samym JKM człowiek żyje: |