|
Skradzione
karty |
|
Biało. Cisza
zupełna. Nie wiem gdzie jestem. Dlaczego jestem taki ciężki. Nie mogę się poruszyć.
Jak się tutaj znalazłem? Okropny ból głowy. Tracę przytomność. Drzewa migają
okropnie szybko. Ktoś krzyczy przeraźliwie – „Janusz, hamulce !”
Czy trzeba
umierać w takim zgrzycie ?
Otwieram oczy.
Jakaś biało ubrana postać patrzy na mnie. Słyszę jakieś dźwięki, nie rozumiem
jednak słów. Bo to są słowa. Ludzie zawsze używają słów. Ten człowiek mówi
jednak inaczej. Zawsze przecież rozumiałem co do mnie mówią.
Pacjent z wypadku samochodowego. Stan był beznadziejny. Cud że
zdołaliśmy utrzymać go przy życiu. Jednak wypadek spowodował utratę pamięci i
zanik mowy. Nie rozumie naszych słów chociaż nas słyszy. Bełkocze coś
niezrozumiale. Istnieją nikłe szanse na to, że będzie normalnym człowiekiem.
Pacjent powoli wraca do sił, jednak w dalszym ciągu nie możemy nawiązać
z nim kontaktu. Wszystkie podejmowane przez nas próby zawodzą.
Gramy zawsze w czasie nocnych dyżurów w brydża, aby zwalczyć bezsenność.
Dziś chcieliśmy skrócić długie nocne godziny grą, lecz dr Landor stwierdził, że
zginęły mu karty. Szukał ich wszędzie. Wreszcie znalazł je u pacjenta z wypadku
samochodowego. Grał w brydża. Sam ze sobą.
Próbuję przypomnieć sobie coś z przeszłości. Straszny zgrzyt.
Zupełnie blisko drzewo. „Janusz, hamulce!” Co było przed tym? Nie wiem. Nie pamiętam.
Ale jednak myślę. Nie straciłem zdolności myślenia. Nie wiem kim byłem, co
robiłem. Musiałem przecież coś robić. Wszyscy coś robią. Ci ubrani na biało
ludzie pomagają mi, lecz niekiedy sprawiają mi ból. To chyba ich praca.
Przyszedł jeden z nich. Położył na stoliku jakieś pudełko. Gdy
oglądał moje nogi, wziąłem to pudełko, które nie było wcale pudełkiem, lecz
dużą ilością gładkich płytek. Na płytkach były jakieś obrazki. Płytki były
bardzo gładkie i giętkie. Nagle, jak iskra przebiegła przez moją głowę myśl.
Widziałem już kiedyś takie płytki. To było dawno. Muszę sobie przypomnieć.
Chowam je pod poduszkę. Biała osoba odchodzi. Oglądam swoją zdobycz. Do czego
to jest? Wiem już! To się daje ludziom. Zawsze po jednej. Aż do końca.
Wyobrażam więc sobie, że trzy białe osoby są przy mnie. Tak. Właśnie trzy. Skąd
wiem? PAMIĘTAM !
Myśli stają się coraz szybsze, wiem że dwie białe osoby muszą
siedzieć po bokach a jedna na przeciwko. Ale przecież mogą być inne, nie tylko
białe osoby. Ale jakie? Nie wiem, jakie, ale wiem że inne. Daję więc moim
białym osobom po jednej płytce. Rozdałem już wszystko. A co dla mnie? Tak, przecież
i ja muszę mieć takie płytki. One się jakoś nazywają. Ale jak? Rozdaję drugi
raz. Tak, teraz wszyscy mamy tyle samo... KART !!!
Wchodzi biała osoba. Ta której zabrałem KARTY !
Dr Landor stanął zdumiony. – Brydż? – zapytał. Pacjent spojrzał na
niego. W jego oczach dostrzegł zrozumienie. Czyżby pierwszy kontakt z chorym? –
Brydż – powtórzył głośniej. I teraz stało się coś nadzwyczajnego. Chory
wymówił: BRYDŻ. Powiedział to z trudem, ale jego oczy mówiły, że rozumie. Dr
Landor wybiegł z pokoju zawiadomić o tym innych lekarzy.
Biała osoba patrzy na mnie i nagle słyszę BRYDŻ. Znam to słowo.
Przecież do BRYDŻA POTRZEBNE SĄ KARTY !!!
Przychodzą trzy białe osoby. Chyba chcą ze mną... GRAĆ !
Tak, kartami gra się w brydża. Rozdaję więc karty. Siadają. Karty
już rozdane. Ale jak się gra w brydża. Usiłuję sobie przypomnieć. Nie mogę. Nie
pamiętam. Grałem przecież kiedyś. Grałem z innymi osobami. A z białymi nie
mogę. Jestem zły na nich. Zaczynam krzyczeć. Patrzą przestraszeni. Słyszę
straszny zgrzyt. „Janusz, hamulce!”. Ciemność.
Byliśmy bardzo zdziwieni, gdy chory zaczął rozdawać karty. Czyżby
chciał grać z nami w brydża?
Wyglądało na to. Potem zamyślił się. Jego twarz krzywiła się dziwnie.
Zaczął krzyczeć. W jego oczach zobaczyliśmy strach. Nagle usłyszeliśmy zupełnie
wyraźnie – „Janusz, hamulce”. Stracił przytomność. Rzuciliśmy się na pomoc.
Jego leczenie trwało jeszcze kilka miesięcy. Wypadek z kartami
stanowił jednak przełom, dzięki któremu zyskaliśmy kontakt z chorym.
Grano z nim codziennie. Dziwna to była początkowo gra. Ot, jakby
się grało z małym dzieckiem. Powoli jednak chory przypominał sobie coraz
więcej. Zaczynał po trochu mówić, a gra coraz bardziej przypominała brydża.
Jego powrót do świata ludzi normalnych odbywał się coraz szybciej. Nie pamiętał
co prawda wielu szczegółów ze swej przeszłości, ale jego umysł stawał się
błyskotliwszy z każdym dniem. Uczył się wszystkiego z łatwością.
– Doskonale pan to rozegrał, panie Kelly – powiedział dr Landor. –
A jeszcze rok temu nie wiedział pan nic o świecie, a my traciliśmy już
nadzieję, że pan kiedykolwiek do niego powróci.
– Tak, panie
doktorze – odpowiedziałem. – I pomyśleć, że pomogła mi w tym kradzież kart.
Jestem panu bardzo wdzięczny, że mi pan je podarował. Nie wiem tylko, w jaki
sposób się zrewanżuję.
Dr Landor
zamyślił się.
– Niech mi pan
przyrzeknie – odezwał się po chwili – że w każdą sobotę będzie pan przychodził
do mnie na brydża.
Przyrzekłem.
Miałem
trudności z opowiedzeniem moje historii, bowiem musiałem używać słów których
używają ludzie normalni. Nie przypominam sobie teraz, w jaki sposób i jakimi
terminami myślałem wtedy, ale nie były to chyba nazwy normalne. Stworzyłem
sobie własny język, którego teraz niestety nie pamiętam. Gdyby nie przypadkowa
kradzież kart, chyba nigdy nie powróciłbym do zdrowia.
Nowelka opublikowana
ongiś w „Brydżu” (nr ?),
która zdobyła III miejsce
w konkursie Redakcji.
Autor nie ujawnił się.
|
|||||
Nie samym brydżem człowiek żyje: do Czytaj! |
|||||
19 Marca 2003 |
|||||
brydż, brydz, bridge, brydż sportowy, brydz
sportowy, bridge sportowy, Pikier, Sławiński, Slawinski, Łukasz Sławiński,
Lukasz Slawinski, |
|||||